Ile osób, tyle definicji przyjaźni. Dla jednych będzie oznaczała bezwarunkową akceptację, dla innych – zrozumienie, a dla jeszcze innych – możliwość spędzenia czasu z osobami, na których zawsze można polegać.
Czy przyjaźń jest niezbędna do życia? Cóż, nie da się ukryć, że psychologowie podkreślają emocjonalne korzyści płynące z faktu posiadania przyjaciół. Liczne badania dowodzą, że stanowią oni bufor chroniący przed stresami dnia codziennego. A osoby cierpiące na depresję, które mogą liczyć na wsparcie i pomoc ze strony przyjaciół, szybciej pokonują chorobę, łatwiej dochodzą do siebie po załamaniu nerwowym, rozstaniu czy utracie bliskiej osoby.
A ja ? Ja jestem jak chomik. Nie chodzi mi tu jedynie o moje duże, wystające zęby jedynki. Są na to badania! U zranionych chomikach, które umieszczono w klatkach z innymi zwierzętami, zaobserwowano szybszy proces gojenia ran niż w przypadku chomików, które przebywały w samotności. To dowód na to, że obecność towarzyszy sprzyja mniejszej produkcji kortyzolu – hormonu stresu. Przyjaźń i przywiązanie do bliskich osób dostarcza korzyści zdrowotnych i umożliwia dłuższe oraz szczęśliwsze życie. Mając przyjaciół, rzeczywistość staje się bardziej ciekawa i kolorowa, zmienia się nastawienie do świata, bo znajomi pomagają spojrzeć na sytuacje z innej perspektywy.
Czy muszę dodawać rzecz oczywistą, że to właśnie rozmowy z przyjaciółkami sprawiają, że złamane serce zrasta się dużo szybciej? Więc jeśli nie masz męża, faceta a nawet kogoś, o kim marzysz lub śnisz (Brad Pitt się nie liczy), zrób to co ja – wykorzystaj chomikową tezę i zorganizuj Walentynki inne niż wszystkie – domowe SPA w gronie najbliższych przyjaciółek!
Dwa lata temu byłam w Azji. Ta podróż zaowocowała między innymi miłością do maseczek. Japonki wiedzą, że bez okładów pielęgnacja jest mało skuteczna. Już wieki temu moczyły jedwabne tkaniny w naparach ziołowych i aplikowały na cerę w postaci upiększającego kompresu. Dziś liczy się wygoda, a zamiast naparów warto sięgnąć po specjalistyczne, skuteczne składniki aktywne. Dlatego w organizacji naszego walentynkowego, domowego SPA, bezcenne okazały się japońskie maski w płachcie MITOMO. Są łatwe w aplikacji – wystarczy wyjąć je z opakowania i zaaplikować płachtę nasączoną aktywnym serum bezpośrednio na twarz. Każda z nas wybrała inną maseczkę, dostosowaną do potrzeb skóry. I każda była zadowolona z efektów – cera po maseczce była gładka, promienna i przyjemna w dotyku.
Moja ulubiona maska Mitomo to ta z… Sake! Spokojnie. Nie sączyłam jej przez zęby, z trunków do picia preferuję czerwone wino! Maseczkę zaaplikowałam na twarz. Sake, z którym dotąd zetknęłam się jedynie w suhi barze, to sfermentowana woda ryżowa. Okazuje się, że jest bogata w przeciwutleniacze, ma zatem działanie antyoksydacyjne oraz rozjaśniające. Wspomaga walkę z przebarwieniami (których nabyłam podczas ciąży), a oprócz tego wymiata ze skóry wolne rodniki, na przykład te spowodowane smogiem.
Paulinie było mało. Dlatego oprócz maseczki, użyła masażera do twarzy. FaceUp, czyli urządzenie do oczyszczania i liftingu twarzy, ma wymienną nakładkę – oprócz do masażu, można go używać również jako szczoteczki do codziennego, dokładnego demakijażu.
Bitwa na poduszki. Kilka butelek wina (nigdy nie mówiłam, że jestesmy święte). Rozmowy o rzeczach ważnych i tych zupełnie błahych. Cóż. Może jednak mamy w sobie coś z chomików?
0 Komentarz